wtorek, 30 sierpnia 2011

Za nami pierwsze dwa dni przedszkola. Dzisiaj rodzice wyszli z sali na 15 minut. Natalka bardzo płakała - gdy wróciłam mówiła, że mnie wołała, a ja nie przyszłam. Serce pęka, ale wierzę, że nasz mały przedszkolak da radę.
Żeby nie zwariować, wymyślamy sobie różne domowe zadania - dzisiaj skończyliśmy malować sufit w łazience, a jutro bierzemy się na kuchnię - to będzie prawdziwa próba sił.

sobota, 27 sierpnia 2011

Kilka sierpniowych fotek z działki:
 Od teraz jestem wielką fanką pomidorów malinowych - są rewelacyjne
Wreszcie jest... nasz wyczekany, wytęskniony urlop, a razem z nim 30 stopniowe upały. Dzisiaj w telegraficznym skrócie przegląd minionego miesiąca (dopiero dzisiaj znalazłam chwilę, żeby zgrać zaległe zdjęcia).
 Natalka pierwszy raz jechała pociągiem - zrobiłyśmy sobie półgodzinną wycieczkę do Mosiny, a dalej autem do Szreniawy.
 Natalka uwielbia myć okna i odkurzać. Okna myje zazwyczaj wtedy, gdy ja już skończę, więc potem i tak muszę myć je od nowa.
 Hit ostatnich dni muffinki wiśniowo-poramańczowe
 i kalafior zapiekany z żółtym serem
 Udał nam się wreszcie sfotografować tęczę:
 A tutaj nasz nowy nabytek:

wtorek, 23 sierpnia 2011

Dużo się dzieje - powoli przygotowujemy wyprawkę Natalki do przedszkola. Poza tym zmiany w mieszkaniu - nowa kanapa - poprzednia staruszka pojedzie na działkę, no i jeszcze malowanie łazienki, a potem zobaczymy co jeszcze. Korki w mieście niesamowite, więc każdy wyjazd do miasta trwa znacznie dłużej. A z początkiem września nowe remonty na ulicach, więc ma być jeszcze gorzej. Póki co czekam na nasz upragniony urlop - chociaż nigdzie nie jedziemy to i tak zapowiada się całkiem dobrze.

środa, 10 sierpnia 2011

Dzisiaj Natalka nie ma już gorączki. Wczoraj pojechaliśmy do naszej przychodni - lekarka zapisała zupełnie inny lek i chyba to pomogło. Tymczasem do końca tygodnia będę z Natalką w domu. A pogoda nie rozpieszcza - tylko deszcz i zimy wiatr.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Natalkę znowu dopadła jakaś choroba. Jeszcze nigdy nie miała takiej temperatury - w nocy miała 39,5. Leżała w łóżeczku z otwartymi i nawet nie miała siły zapłakać. Robiłam jej zimne okłady, byliśmy przy niej cały czas. Gorączka spadła do 37, ale rano znowu miała 38,8. Pojechaliśmy do przychodni do tzw. pomocy doraźnej. Lekarka oczywiście bardzo niemiła, zaleciła dalsze podawanie leków przeciwgorączkowych i jeszcze jakieś przeciwwirusowe. Zobaczymy co będzie dalej. Nasza biedulka teraz śpi. A my jesteśmy wykończeni.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Pogoda nadal deszczowa i chłodna. Słońca nie ma, więc maliny nie chcą dojrzeć, cukinie nie chcą rosną, kwiatki więdną, a liście lecą z drzew. Czyżby jesień była już blisko?